Odkąd zaczęłam czytać „Umarli mają głos” autorstwa Marka Krajewskiego oraz Jerzego Kaweckiego, w kółko zadawałam sobie to samo pytanie: jak powinnam opisać ten tytuł? Nie ma tu przecież jednej historii na której można by się skupić, jest ich dwanaście.
Po opisie książki sądziłam, że dostanę sztywny, pozbawiony emocji tekst. Zaledwie kilka faktów oraz medyczno-prawniczy żargon. I byłam na to przygotowana. Nic bardziej mylnego! „Umarli mają głos” to zbiór opowiadań. Tak, tak – opowiadań. Nietypowych, gdyż każde z nich oparte jest na faktach dostarczonych przez doktora Jerzego Kaweckiego, doświadczonego medyka sądowego. W swojej karierze miał do czynienia z wieloma szokującymi historiami, które Marek Krajewski, autor bestsellerowych kryminałów, postanowił opisać w taki sposób, by pozostawić prawdę o zbrodniach, a jednocześnie nikogo nie urazić. Bo trzeba pamiętać, że mówimy tu o prawdziwych ludziach i prawdziwych tragediach.
W czasach, kiedy to zachodnie powieści oraz seriale budują nasze wyobrażenie o zbrodniach, bardzo łatwo można założyć, że takie rzeczy jak trup bez głowy, czy taki z zaginionymi wnętrznościami to coś, co albo może dziać się tylko w filmach, albo właśnie na zachodzie. Tymczasem to również i nasza rzeczywistość. Tak samo jak brutalne gwałty czy perfidne próby ukrycia, lub zrzucenia winy na kogoś innego – nawet kogoś, kto nigdy nie istniał. A może jednak istniał i tylko rozpłynął się w powietrzu? Życie pisze najdziwniejsze, najbardziej zagadkowe scenariusze, co autorzy książki udowadniają.
Jestem osobą, która zazwyczaj nie odwraca głowy gdy w filmach leje się krew, czy latają rozczłonkowane ciała. Nie działają na mnie opisy okrutnych, przerażających scen – czy to w kryminałach, thrillerach czy horrorach. Istnieją tylko trzy rzeczy, które naprawdę potrafią mnie przerazić i dwie z nich zostały wplecione w tych dwanaście historii. Pierwszą są fakty, ciągła świadomość, że choć otoczka tych opowiadań przywodzi na myśl dobry kryminał, to mówi o czymś, co naprawdę się wydarzyło i to w naszym kraju. Drugą są emocje.
Marek Krajewski zadbał o to, by czytelnik miał wgląd nie tylko w same fakty i opisy procedur dzięki którym winni zostawali wskazywani i skazywani (a te są naprawdę sugestywne). O nie, on poszedł o krok dalej, przybliżając nam zarówno ofiary, sprawców jak i rodziny jednych i drugich. Zatrzymał się na kilka chwil także przy emocjach samego doktora Kaweckiego oraz ludzi, którzy z nim współpracowali.

Podsumowując; „Umarli mają głos” to tytuł, który powinien zadowolić najbardziej wybrednych pożeraczy kryminałów. Postać doktora Kaweckiego intryguje, historie same w sobie przerażają, a styl Krajewskiego przyciąga na tyle, by bez problemów chłonąć tekst i nie chcieć się z nim rozstawać.
Gorąco polecam!
Moja ocena: 7,5/10
Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję wydawnictwu Znak.
Przypominam również o konkursie!
Zastanawiałam się nad tą pozycją, ale moje ostatnie spotkanie z Krajewskim nie było zbyt dobre, to też trochę się zraziłam
OdpowiedzUsuńhttp://chcecosznaczyc.blogspot.com/
Brzmi ciekawie, a ja lubię opowiadania, więc może się skuszę:)
OdpowiedzUsuńTeż niezbyt lubię, kiedy wszystkie obce wyrażenia nie są przetłumaczone... Co do książki to obecnie mówię nie, bo brak czasu mnie dołuje, ale w przyszłości będę o niej pamiętać :)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałabym się, że to tak ciekawa książka. Krajewskiego czytałam tylko pierwszą część o Mocku i jakoś szału nie było i więcej po jego twórczość nie sięgnęłam. Ale widzę, że ten zbiór to coś zupełnie innego i chętnie poznam te historie :)
OdpowiedzUsuńBrzmi naprawdę ciekawie :) Bardzo chętnie przeczytam :)
OdpowiedzUsuńJa Krajewskiego jako autora nie znam. Szczerze mówiąc to Kawecki mnie przekonał, bo byłam ciekawa co ma do powiedzenia prawdziwy lekarz sądowy :) I muszę powiedzieć, że to niebywale intrygujący mężczyzna :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy :)
OdpowiedzUsuńSkoro tak, to to jest pozycja dla Ciebie :D
OdpowiedzUsuńWiesz, jedno to łacina w pojęciu medycznym, a drugie, to jakieś powiedzenia kończące jakieś zdanie. Moim zdaniem takie rzeczy powinny być tłumaczone i to zawsze. Niezależnie od języka, bo przecież nie każdy zna wszystkie języki świata. Tutaj była też niemiecka wstawka, wprawdzie to zdanie akurat nawet ja zrozumiałam, ale to nie zmienia faktu, że i ono nie zostało przetłumaczone. Autor zadbał o to, by Kawecki wytłumaczył wszelkie procedury i zależności spraw jakie badał, ale już o wytłumaczenie "ich slangu", bo obaj mają manię używania łaciny, już nie przetłumaczył. Dziwne. I trochę denerwujące. Na tyle, by odebrać ocenie chociaż pół gwiazdki xD
OdpowiedzUsuńJa też się nie spodziewałam! Książek Krajewskiego nie znam, szczerze mówiąc bardziej mnie przyciągnęła postać Kaweckiego. Nie to, żebym go skądkolwiek znała, ale głos medyka sądowego z prawdziwego zdarzenia niezmiernie mnie zaciekawił. I się nie przeliczyłam :)
OdpowiedzUsuńSuper!
OdpowiedzUsuńJeszcze się zastanowię, bo do końca nie jestem przekonana, ale nie mówię też nie ;)
OdpowiedzUsuńO tak, zawód medyka sądowego wydaje się ciekawy, oczywiście w filmach i powieściach, bo na w życiu na pewno nie każda sprawa jest ekscytująca.
OdpowiedzUsuńDo tej książki na pewno kiedyś zaglądnę ;)
OdpowiedzUsuńJak się uda to dzisiaj będę na spotkaniu autorskim z Markiem Krajewskim.
Wcześniej podawali, że na spotkaniu będą obaj panowie - Marek Krajewski i Jerzy Kawecki; coś się pozmieniało. Troszkę szkoda :(
Patrząc na okładkę w ogóle nie miałam ochoty sięgać po tę książkę... po przeczytaniu Twojej recenzji jest zupełnie odwrotnie... zapoluję i przeczytam!
OdpowiedzUsuńNic na siłę :)
OdpowiedzUsuńNo słyszałam o tym spotkaniu. Udało się? Byłaś? Jak wrażenia?
OdpowiedzUsuńNo tak, okładka nie zachęca, ale treść już tak. To dość niezobowiązująca lektura, można ją sobie dozować po jednym opowiadaniu. Ja jednorazowo byłam wstanie czytać po dwa i nie dlatego, że było z nimi coś nie tak, ale ten realizm i opis procedur i emocji był zwyczajnie za ciężki. Polecam, mam nadzieję, że i Tobie się spodoba :)
OdpowiedzUsuńZaintrygowałaś mnie, z pewnością po nią niebawem sięgnę... :)
OdpowiedzUsuńmnie także najbardziej przerażają te realne elementy książek czy filmów, co tam potwory z szafy, skoro to ludzie potrafią być o wiele bardziej przerażający ;)
OdpowiedzUsuńNo własnie. Wprawdzie nie lubię tematu opętania, to ta trzecia rzecz, która mnie z jakiegoś powodu przeraża, ale to tylko jedna stricte fantastyczna rzecz, która na mnie działa. Za to prawdziwe zbrodnie i zbrodniarze... o to potrafi mnie przerazić i to porządnie. Świadomość, że mogę ich spotkać w każdej chwili jest tym kluczowym czynnikiem.
OdpowiedzUsuńpewnie dlatego, że są tak realni, bo możemy wierzyć w "strachy z szafy" , ale dopóki ich nie zobaczymy i efektów ich działań to tak nie działają jak realna osoba np. mordująca innych.
OdpowiedzUsuńByłam :) Rewelacyjne spotkanie autorskie. Zdecydowanie pisarz przekonał mnie do sięgnięcia po jego książki. Najbardziej ciekawi mnie najnowsza. :)
OdpowiedzUsuńMam jedną książkę autora "W otchłani mroku" - jeszcze jej nie czytałam.
Jak dla mnie na prawdę ciekawa książka, zapraszam na www.odmiennie.blog.pl gdzie znajduje się moja opinia :)
OdpowiedzUsuń