Kryminały nie są moim ulubionym gatunkiem literackim, a jednak ciągle po nie sięgam. Albo jestem nienormalna, albo przeczuwam, że w końcu znajdę tak długo wyczekiwaną perełkę, zdołam się zachwycić i zakochać w jakiejś historii… Niestety. Częściej trafiam na słabizny, niż prawdziwie dobre kryminały. Co nie oznacza, że zamierzam przestać szukać.
„Uzdrowiciel” Antii Tuomainena zapowiadał się wybornie.
„Kiedy nabrałem całkowitej pewności, że Johannie coś się stało? O czwartej w nocy, zbudzony szczekaniem sfory psów? Dwie godziny później, przy kawie, kiedy oczekiwanie na sen wymagało więcej wysiłku niż wstanie z łóżka? A może podejrzenie narastało wciągu dnia, gdy mechanicznie wykonując swoją pracę, spoglądałem co minuta na milczący telefon?”
Tapio Lehtinen to mało poczytny poeta. Nie ma szczęścia w zawodzie jaki sobie wybrał, co innego z miłością. Jego piękna żona – Johanna, dziennikarka helsińskiej gazety – stanowi centrum jego świata. Nic dziwnego, że ten świat, i tak ledwo trzymający się jeszcze w jednym kawałku, chwieje się w posadach, gdy Johanna nie daje znaku życia przez więcej niż dobę. To całkowicie do niej niepodobne. Tapio rozpoczyna własne śledztwo, nie ma co liczyć na policje – ta jest zajęta ważniejszymi sprawami. Okazuje się, że Johanna badała sprawę Uzdrowiciela – mordercy terroryzującego miasto. Ta informacja zmienia wszystko. Tym bardziej, że względnie szybko okazuje się, że tak naprawdę Tapio nic nie wie o kobiecie z którą się ożenił...
Antti Toumainen przedstawia nam obraz niedalekiej przyszłości, kiedy to świat pogrąża się w chaosie. Zmiany klimatyczne zaszły za daleko i nie da się ich odwrócić. Na nic ekologiczne domy, samochody, energia. Na nic segregowanie śmieci czy inne, drobne przejawy troski o przyrodę. To koniec. Świat umiera, a ludzie razem z nim. Przestępczość jest tak duża, że policja jako taka przestała mieć znaczenie. Ludzie giną na potęgę, ale nie ma kto ich szukać. Ich, czy też ich morderców.
Helsinki opisane przez autora to mroczne, niebezpieczne miejsce. Jestem pod ogromnym wrażeniem klimatu jaki udało się mu zbudować. Czułam chłód, deszcz i smród. Widziałam dzielnice biedy, te pozbawione prądu, podtopione, brudne, pełne chorób. Przed oczami stawały mi przerażające obrazy przyszłości, która wcale nie jest tak nierealna, jak może się wydawać. Toumainen nie puścił wodzy fantazji aż tak bardzo, by można było nazwać „Uzdrowiciela” typową dystopią jakich ostatnio tak wiele - tyle, że w wydaniu dla dorosłych czytelników. Nie odczułam tej fantastycznej nuty i za to należą się autorowi brawa.

Kolejnym aspektem jaki mnie zaczarował jest styl. Główny bohater, a zarazem narrator, jest poetą. Nic więc dziwnego, że w tekst wkrada się poetyckość. I to taka doza, by nie przytłaczała, a dopełniała całości. Jestem pewna, że dla niektórych może ona powodować wrażenie, jakby akcja się wlokła – może tak faktycznie jest – jednak dla mnie ważniejszy w tym przypadku był klimat. Wejście w umysł Tapio, widzenie świata jego oczami… Wielokrotnie miałam wrażenie, że siedzi obok mnie ze spuszczoną głową, wzrokiem utkwionym w podłodze i opowiada. Cicho, czasami monotonnie, czasami nieco żywiej i niekiedy, te momenty uwielbiałam najmocniej, podnosił głowę, patrzył mi w oczy, a ja mogłam w nich zobaczyć i usłyszeć w głosie na przemian gniew i strach. Taką pierwszoosobową narrację uwielbiam. Taką i tylko taką całkowicie akceptuję i jestem dla niej wstanie odmówić sobie widzenia historii również oczami innych bohaterów.
Im dalej, tym było lepiej. Pod koniec niemal się zachłysnęłam wszystkimi tymi plusami: klimatem, coraz mocniej wyczuwalnym napięciem, pokręconą tajemnicą, stylem, emocjami brzmiącymi w głosie Tapio… I mogło być tak cudownie. Mogło być wprost epicko. Niestety. Dostałam w twarz. Tapio wstał, splunął i wyszedł, a ja nie wiedziałam przez chwilę, co mu odbiło. Wciąż nie wiem. Takie jest to zakończenie. Zakończenie bez zakończenia. Wyjaśnienie bez wyjaśnienia. Finał bez cholernego finału. Nie, to nie seria. Nie, to nie zapowiedź mega cudownej kontynuacji. To po prostu takie zakończenie – z dupy – chciałoby się rzec… Ech! To frustrujące! Nie lubię takich zakończeń. Nie znoszę wręcz. To zniszczyło to dobre wrażenie, które budowało się wolno, ale z namaszczeniem, dbałością o każdy, nawet najdrobniejszy szczegół.
Podsumowując; być może problem tkwi tak naprawdę we mnie, może po prostu trzeba lubić tego typu zakończenia. Niedomówienia są świetne, niestety nie tak potężne, jak tutaj. Nie mogę jednak "Uzdrowiciela" całkowicie skreślić, bo Tapio zabrał mnie do miejsca, którego mam nadzieję nigdy nie zobaczę. Pokazał rzeczywistość, jakiej się po cichu boję. Zauroczył mnie swoją poezją i miłością do żony. I może właśnie dlatego ten policzek na koniec tak mnie zabolał?
Tak czy inaczej… Moja ocena: 6.5/10 – gdyby nie to feralne zakończenie, mogłoby być nawet 8/10.
Książka bierze udział w wyzwaniu Kiedyś przeczytam.
Przypominam o trwających konkursach!
A ja właśnie dzisiaj sobie pomyślałam, że muszę zacząć czytać więcej kryminałów. Może będę miała ten na uwadze :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Okładka bardzo mi sie podoba. Nie czytałam książki, a i tak zakończenie mi sie nie podoba ;)
OdpowiedzUsuńHm, pewnie nie podołałabym tej lekturze.
OdpowiedzUsuńmelomol.blogspot.com
Jestem pod wrażeniem wrażenia, jakie ta powieść na tobie wywarła :) Nie słyszałam nigdy o tym tytule, nazwisko autora też nic mi nie mówi, ale jestem pewna, że muszę tę książkę poznać. Zagadka kryminalna i wizja niedalekiej przyszłości, w której miasta pogrążone są w chaosie bardzo mnie zaintrygowały. A zakończenie? No cóż, najwyżej też będę się zżymać na bezsensowność finału.
OdpowiedzUsuńOj, jak ja nie lubię, gdy zakończenie nie daje nam satysfakcji i zawodzi... Szkoda, że w tym przypadku tak było.
OdpowiedzUsuńNie znoszę niedomówień, nawet takich drobnych, a co dobiero tak potężnych jak mówisz, dlatego raczej podziękuję z ''Uzdrowiciela'' :)
OdpowiedzUsuńNie jestem przekonana co do tej książki...
OdpowiedzUsuńSpojrzenie EM
Też mam na swoim koncie kilka takich pozycji, gdzie po przeczytaniu zakończenia chciałam cisnąć książką w ścianę. Tyle, że po Twojej recenzji zastanawiam się, jakie mogło być te zakończenie, że aż tak bardzo Cię zbulwersowało. Więc co? No muszę tę książkę przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńZakończenie z pewnością też nie przypadłoby mi do gustu, gdyż nie lubię takich niedomówień, ale na książkę mogłabym się skusić. Lubię kryminały :)
OdpowiedzUsuńLubię kryminały, więc może się skuszę, mimo feralnego zakończenia ;)
OdpowiedzUsuńMnie ogromnie podoba się sama koncepcja kryminałów. Przestępstwa, śledztwa, pokręceni zbrodniarze.... Tylko zazwyczaj nudzi mnie sposób, w jaki autorzy wszystko przedstawiają. Uwielbiam akcje, a w kryminałach raczej można oczekiwać napięcia. Śledztwa zazwyczaj mnie nudzą. Wciąż mam jednak nadzieję znaleźć autora, który zdoła połączyć żywą akcje z dokładnym śledztwem ^^
OdpowiedzUsuńNo zakończenie dla mnie było straszne. Miałam ochotę walnąć książką o ścianę.
OdpowiedzUsuńNigdy nic nie jest pewne na 100 % :D
OdpowiedzUsuńChętnie poznałabym Twoją opinię o tej książce. Długo nie wiedziałam co o niej myśleć, a jak już się zachwyciłam to dostałam w twarz tym głupim zakończeniem. Nadal mnie cholera bierze jak sobie o nim pomyślę. Grrr. Ale cała reszta? Klimat, deszczowy, chłodny... Tak mi się skojarzył z kinem alternatywnym, nie wiem dlaczego. To ogólnie dziwna książka. dziwna historia i dziwny bohater. Ale pokochałam tą dziwność. Szkoda, że finał był jaki był :( Ale jak będziesz miała okazje, to przeczytaj. Ciekawe, czy na Ciebie też tak podziała jak na mnie :D
OdpowiedzUsuńTak, takie zakończenia są najgorsze:/
OdpowiedzUsuńJa lubię niedomówienia, jeśli ktoś zachowuje umiar. tu umiaru niestety nie było :)
OdpowiedzUsuńNie namawiam :)
OdpowiedzUsuńHeheh, no to jest pewna zachęta, to prawda. Pomijając zakończenie to bardzo dobra książka, wiec śmiało sięgaj. Tylko daj znać, czy też miałaś ochotę na koniec komuś przywalić w nos ;)
OdpowiedzUsuńIm dłużej myślę o tym zakończeniu, tym słowo "niedomówienie" coraz mniej mi tu pasuje. Mam wrażenie, że czegoś nie zrozumiałam, albo ktokolwiek składał tę książkę przed drukiem pomylił teksty i pomieszał wersje końcową z alternatywnym zakończeniem. Bez sensu. Totalnie bez sensu.
OdpowiedzUsuńW takim razie mam nadzieję, że się nie zawiedziesz :D
OdpowiedzUsuńWięc i ja może kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńNa pewno rozejrzę się za tą powieścią, bo jestem jej bardzo ciekawa. Ale już się boję zakończenia, jeśli mnie też tak wkurzy to nie ręczę za siebie P To jest straszne jak powieść jest super i śledzimy historię z zapartym tchem, a tu nagle dostajemy badziewny finał i cały efekt zepsuty.
OdpowiedzUsuńNo właśnie. Kryminały są raczej spokojne, wolno się toczą. Gdy tak sobie myślę to ciężko znaleźć taki z szybką akcją, a jednocześnie dopracowanym opisem śledztwa :)
OdpowiedzUsuńMoje-ukochane-czytadelka
Nominowałam Cię do Liebster Blog Award, będzie mi niezmiernie miło, jeśli odpowiesz na moje pytania :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, szczegóły tutaj:http://subiektywne-recenzje.blogspot.com/2015/07/liebster-blog-award-1.html
Dziękuję! :D Z pewnością odpowiem, tylko nie wiem kiedy, bo mam masakryczne zaległości pod tym względem xD Ale odpowiem na pewno i dam Ci znać :)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy :D I owszem, okładka ma coś w sobie :)
OdpowiedzUsuńzakończenie może doszczętnie zepsuć przyjemność z lektury, niestety :( chyba sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuń